GRUZJA 2021. Część 1. Kazbek

22 August 2022 0 By Ania Sokół

Korona w czasie korony a potem Kazbek.

Kolejność nie była przypadkowa. Przygotowania na wyjazd na Kazbek czyli zrobienie Korony Gór Polski przypadły w czasie pandemii, w czasie kiedy z Polski nie było możliwości się wydostać. Plan pochodził z końca lutego 2021. Wymyśliłam Kazbek, bo po wielu latach przerwy od gór wysokich, zatęskniłam za wędrówką i przestrzenią. Teraz miałam już z kim. Jacek i Łapa nie oponowali. Kiedyś chcieli wybrać się na Kilimandżaro, ale planu nie zrealizowali, więc pomysł na Kazbek ucieszył wszystkich. Łapa wymyślił Koronę Gór Polski, zabrzmiało to jak porządny żart, gdyż mieliśmy ten plan zrealizować w trzy, maksymalnie cztery miesiące czyli pracując w tygodniu, weekendy mieliśmy spędzać na jeżdżeniu po Polsce, tak żeby do czerwca całość zakończyć. 28 szczytów, z których na szczęście 15 jest na Dolnym Śląsku. Skończyliśmy projekt 19 czerwca wejściem na Rysy.

6 sierpnia polecieliśmy do Tbilisi razem z Małgosią, która miesiąc przed wylotem, z wielkiego pragnienia zobaczenia Gruzji, zdecydowała się do nas dołączyć. Nie chcieliśmy sami organizować wyjazdu, więc skorzystaliśmy z oferty Adventure24, co było bardzo dobrą decyzją, bo poznaliśmy wspaniałych ludzi, z którymi razem weszliśmy na Kazbek 12 sierpnia 2021r.

Korona Gór Polski to historia na odrębną relację, teraz czas na Kazbek…

Warszawa, Okęcie

6 sierpnia 2021, piątek

w każdym z nas inna krew, ale jeden przyświecał nam cel”

(Perfect, Autobiografia)

To, że dobrze i wesoło spędzimy czas, okazało się już na lotnisku na Okęciu. Spotkaliśmy się w holu, nasza czwórka, Ania Pani Kierownik oraz Zuzia, Karolina, Leszek i Piotr. Kilka słów powitania i zaraz padło pytanie o pozwolenie na wypicie nieco whisky przed wylotem. Jest pozwolenie Pani Kierownik, więc wypijamy i już jest tak, jakbyśmy się znali co najmniej tydzień.

Lot jest szybki, trwa raptem niecałe trzy godziny, ale odbywa się nocą, więc na lotnisku w Tbilisi milczenie nakłada się na wcześniejsze podekscytowanie czekającą nas przygodą. Długa kolejka do odprawy paszportowej i covidowej. W porównaniu z odprawą, którą mieliśmy w lipcu we Wrocławiu, po przylocie z Bułgarii, była to niemal szybka przyjemność. Jest natomiast lekka niepewność przy sprawdzaniu dokumentów, czy spodobają się one urzędnikom na lotnisku, czy Małgosia, która zaszczepiła się mniej niż dwa tygodnie przed wyjazdem, zostanie wpuszczona do Gruzji.

Stepancminda 1740 m n.p.m.

7 sierpnia 2021, sobota

Udało się. Jedziemy w komplecie do Stepancmindy marszrutką, rzucając krótkie spojrzenia na ulice Tbilisi a potem na coraz bardziej górskie krajobrazy. Po godzinie wszyscy już śpią, za wyjątkiem kierowcy i Ani, naszej Pani Kierownik. Mi udaje się zasnąć tylko na chwilę, więc podziwiam umiejętności kierowcy oraz innych kierujących, których na Drodze Wojennej (nazwa historyczna) jest całkiem sporo. Jazda przyprawia o szybszy puls i odruch nie patrzenia w kierunku mocno nachylonych zboczy. Droga jest wąska i długimi odcinkami pnie się po serpentynach. Po trzech godzinach i 150km dojeżdżamy do Stepancmindy.

Miasto położone jest w regionie Mccheta-Mtianetia, na wysokości 1740 m n.p.m. W 2014r mieszkało tu 1326 osób. Stepancminda leży nad rzeką Terek, u stóp lodowca. Tak jest napisane w Wikipedii. Niestety ten lodowiec z roku na rok się kurczy.

Nazwa Stepancminda pochodzi od św. Szczepana, gruzińskiego mnicha, który zbudował w tych rejonach erem służący do poboru opłat za przejazd przez góry (Gruzińską Drogę Wojenną). Stepancminda od 1925r do 2006r nosiła nazwę Kazbegi, od Gabriela Kazbegiego. Był on lokalnym przywódcą, który pomógł stłumić antyrosyjską rewolucję po przyjęciu protektoratu Imperium Rosyjskiego nad Gruzją w 1801r. W akcie wdzięczności oraz walki z wszelkimi nazwami niekomunistycznymi, władze radzieckie (19 marca 1921r bolszewicy objęli kontrolę nad całym terytorium Gruzji) zmieniły nazwę miasta. Gruzińska rodzina Kazbegów była całkiem spora i dosyć znana. Zdecydowanie mniej groźnym człowiekiem w rodzinie Kazbegow był wnuk Gabriela, pisarz Aleksandre Kazbegi, który urodził się w Stepancmindzie w 1848r. W swojej twórczości wiele uwagi poświęcił życiu i obyczajom kaukaskich górali. Jest autorem powieści, sztuk teatralnych i liryk pejzażowych. Pod koniec życia zmagał się z ciężką chorobą psychiczną. W Stepancmindzie znajduje się muzeum poświęcone pisarzowi.

Piękna w miasteczku trudno się doszukać. Wiele jest tu domów z pokojami gościnnymi. Przy głównym placu znajdują się sklepy i kilka restauracji. Duży urbanistyczny i architektoniczny bałagan, wynikający z pomieszania różnych stylów budowania domów, pochodzących z różnych okresów.

Jesteśmy potwornie zmęczeni po nieprzespanej nocy. W Stepancmindzie jest gorąco, niebo jest niebieskie, bez jednej chmurki. Widać dobrze ośnieżony wierzchołek Kazbeka. Potem przekonamy się jak bardzo jest to rzadki widok.

Wory i cały bagaż zanosimy do hotelu, zlokalizowanego blisko centrum. Jest jeszcze wczesne przedpołudnie, więc idziemy spróbować pierwszych gruzińskich potraw. Po chwili odpoczynku wędrujemy w góry, aby osobiście spojrzeć na Kościół św. Trójcy, znajdujący się na wzgórzu Gergeti, słynną Cmindę Samebę na wysokości 2170 m. n.p.m. z Kazbekiem w tle, najbardziej rozpoznawalny gruziński widok.

Z ciekawostek … w 1998r władze radzieckie uruchomiły kolejkę linową, którą można było wjechać na wzgórze Gergeti ze Stapancmindy. Kolejka działała zaledwie kilka dni. Dla Gruzinów jest to święte miejsce, którego nie chcieli udostępniać masowo turystom, więc zniszczyli główny mechanizm kolejki. Po kolejce pozostała dolna stacja, ponura betonowa budowla.

Sabertse, obóz nad rzeką, 3014 m n.p.m.

8 sierpnia 2021, niedziela

Droga asfaltowa w stronę Gergeti jest częściowo zniszczona, jest przejezdna tylko w dolnym odcinku. Dalej, aby dojechać na parking przy Kościele Św. Trójcy, trzeba kilka razy przejechać przez strumienie, wypływające z lodowca. Prawdziwy off-road, samochody przechylają się w różne strony, my próbujemy utrzymać jakąkolwiek równowagę. Razem z bagażami, umieszczonymi na dachach, dojeżdżamy po kilkudziesięciu minutach tego szaleństwa na miejsce.

Z parkingu nasze bagaże zabierają konie. Bagaży jest za dużo, są za ciężkie i o jednego konia jest za mało, ale o tym dowiadujemy się dopiero po fakcie, jak jesteśmy już wysoko ponad parkingiem. Nie ma możliwości zweryfikowania tej informacji i nie ma sensu dyskutować z ludźmi odpowiedzialnymi za transport i konie. Za dodatkowego konia trzeba zapłacić. Plus jest taki, że koniom będzie lżej. Pójdą z bagażami aż do Bazy Meteo, ale najpierw wszyscy spotykamy się w obozie nad rzeką, część rzeczy, potrzebnych na nocleg, zostaje tutaj. Przepakowujemy wory transportowe i konie razem ze swoimi opiekunami idą dalej. Jeszcze tego samego dnia wrócą na dół.

Razem z nami idzie jeden z naszych gruzińskich przewodników Giorgi Tepnadze. Drugi przewodnik, Giorgi Gomiashvili, dołączy do nas później w bazie Meteo.

Wkrótce odkrywamy, że Giorgi Tepnadze wraz z Archilem Badriashvilim i Baqarem Gelashvilim, tworzą najmocniejszy zespół wspinaczkowy w Gruzji. Idziemy zatem z człowiekiem sławnym i doświadczonym. Później poznajemy Giorgia jako bardzo opiekuńczego przewodnika, do tego niezwykle skromnego, wesołego, lubiącego muzykę, czaczę, tańce, niezwykłego człowieka.

Tak wygląda lista dokonań Giorgia Tepnadze i jego kolegów:

– wytyczenie nowej drogi na Larkya Main (6425m), w rejonie Manaslu, pierwszej gruzińskiej drogi w Himalajach, wrzesień 2017r (zespół Giorgi Tepnadze, Baqar Gelashvilii i Archil Badriashvili)

wytyczenie nowej linii na południowej ścianie Shkhary i pierwsze zimowe przejście, luty 2018r (zespół Giorgi Tepnadzei Archil Badriashvili)

wytyczenie nowej linii na północno-zachodniej ścianie Uszby, wrzesień 2020r (zespół Giorgi Tepnadze i Archil Badriashvili)

– wytyczenie nowej linii na południowo-zachodniej ściany Ailamy (4547m), wrzesień 2020r (zespół Giorgi Tepnadze, Archil Badriashvili i Levan Lashkarashvili)

– oraz, co mialo dopiero nastąpić za miesiąc, przejście dziewiczej północno-zachodniej ściany Saraghrar NW (7300m) z pierwszym wejściem na ten wierzchołek wrzesień 2021 (zespół Giorgi Tepnadze, Baqar Gelashvilii i Archil Badriashvili)

Chłopaki są niezłe kozaki i do tego potrafią śpiewać. Bardzo żałujemy, że nie udało się ich zaprosić do Lądka na Festiwal Górski. Impreza odbywa się we wrześniu. Mieliśmy nadzieję, że się tam wszyscy spotkamy. Próbowaliśmy uzyskać zaproszenie. Nawiązaliśmy kontakt, poprzez Bogusia Kowalskiego, z Dyrektorem Festiwalu Maciejem Sokołowskim. Poprzez Bogusia przekazaliśmy listę dokonań chłopaków. Niestety, budżet festiwalu jest ograniczony i cały pomysł upadł.

Znalazłam kilka filmów autorstwa Archila Badriashvillego. Pozostało nam tutaj cieszyć się filmami z ich górskich dokonań.

Tu film z przejścia drogi na Larkya Main

A tu film z przejścia Shkhary

Wracam na Kazbek 😉

Droga na Kazbek jest stroma od samego początku. Od szczytu dzieli nas około 15,5km i około 3000m przewyższenia. Nad parkingiem jest bardzo gorąco, ale im bliżej Sabertse tym jest chłodniej. Na chwilę zatrzymujemy się na przełęczy Arsha na wysokości 2930m n.p.m. Tu docierają turyści, którzy chcą popatrzeć z mniejszej odległości na Kazbek. Z przełęczy Kazbek prezentuje się zupełnie inaczej niż ze Stepancmindy. Stąd widać jak bardzo jest potężnym, o stromych, skalistych urwiskach, masywem. Od strony Stepancmindy góra wygląda niepozornie. Ot, duża bałucha, o łagodnie nachylonych zboczach.

W obozie nad rzeką jest jeszcze zielono. Wyżej nad obozem zaczyna się lodowiec, z którego, wąwozem, spływa Chkheri River. Lodowiec Gergeti, w dolnym odcinku, jest czarny i zmurszały. Kiedyś lodowiec zaczynał się poniżej miejsca, w którym znajduje się obóz. Mimo tego, z krawędzi wąwozu, widok na jęzor robi na nas duże wrażenie.

Tuż przy krawędzi wąwozu zbudowano nowoczesne schronisko Altihut. Jak na standardy gruzińskie, jest ono dosyć nietypowe, przypomina bardziej alpejskie schronisko.

Rozbijamy namioty, a do schroniska idziemy napić się kawy i piwa, ale przede wszystkim uciekamy przed deszczem, który nad wąwozem zdążył zawiesić gęstą, ciemną zasłonę. Opowieści się sypią, jedna za drugą. Każdy z nas mówi coś o sobie, gdzie był w górach, czym zajmuje się zawodowo, gdzie chciałby pojechać. Jest wesoło i wcale nam się nie chce wracać do namiotów.

Baza Meteo, Bethlemi Hut 3650 m n.p.m.

9 sierpnia 2021, poniedziałek

W nocy spałam niezbyt dobrze. Jacek również nie wyglądał na zbyt wyspanego. Rano wszyscy szybko się spakowaliśmy, wyszliśmy z obozu o 8:20. Musieliśmy się spieszyć, bo prognozy zapowiadały deszcz, który miał spaść około południa. Tym razem szliśmy z ciężkimi plecakami, z namiotami, śpiworami i biwakowym ekwipunkiem. Droga początkowo prowadziła piargami, później skakaliśmy przez rzekę i weszliśmy, już w rakach, na lodowiec . Lodowiec z bliska wyglądał na jeszcze bardziej zmęczony i styrany zmianami klimatycznymi. Szliśmy jakiś czas wzdłuż lodowca, trzymając się bardziej jego lewej strony, później przecięliśmy go idąc po skosie (w tym miejscu było kilka szczelin, więc trzeba było iść bardziej uważnie) i weszliśmy znowu na strome piargowisko, wyprowadzające na wysokość 3650m, do miejsca, w którym znajduje się baza Meteo.

Baza Meteo. To, o czym może chcielibyście wiedzieć, ale boicie się zapytać 😉

Baza Meteo nie jest najpiękniejszym miejscem na świecie. Niezwykle szkoda, bo położona jest w pięknym miejscu. Z jednej strony mamy widok na jęzor lodowca i szczyt Ortsveri, z drugiej na Kazbek.

Jest to miejsce dla tych, którzy, w znacznym stopniu, wyzbyli się myśli o jakichkolwiek wygodach, począwszy od tych podstawowych, czyli higieniczno-sanitarnych.

Sam budynek Bethlemi Hut jest dawną stacją meteorologiczną, która obecnie jest prywatnym schroniskiem i jest bardziej znane pod nazwą Bazy Meteo lub krótko Meteo. Nocleg w Meteo kosztuje około 3 razy więcej niż nocleg w namiocie. W budynku nie ma wody, nie ma toalety, poprzez nieszczelne okna, wciska się wiatr i zimne powietrze. Lewą część budynku zajmuje brudna kuchnia, z której wszyscy mogą korzystać. Zlewu brak. Wodę, spływającą z lodowca, można sobie nalać na zewnątrz, bezpośrednio z gumowego węża. W części prawej budynku znajduje się kawiarnia. Słowo „kawiarnia” nie oznacza w tym przypadku tego, co zwykliśmy nazywać kawiarnią. Nad kawiarnią znajdują się pokoje z pryczami. Właściciele schroniska nie widzą potrzeby modernizacji budynku. Chętnych na wejście na Kazbek jest dużo, z każdym rokiem przybywa ich coraz więcej, więc ludzi rezerwujących tu noclegi nie zabraknie. Są i płacą. Taki stan rzeczy jest w zupełności zadowalający.

W bazie, poza Bethlemi Hut, znajduje się jedna toaleta, która w szczycie sezonu musi obsłużyć około 300-350 osób. Teoretycznie są to dwie toalety (nazwa tak, jak w przypadku kawiarni, jest myląca), ale ta druga nie oferuje zbyt często możliwości wejścia. Z jednej, od czasu do czasu, coś pozgarniają łopatą, w drugiej zdecydowanie rzadziej wykonują powyższą czynność. Druga jest dla prawdziwych twardzieli lub tych, co stracili całkowicie węch i mają słabszy wzrok. Wychodek, zbudowany z różnych, raczej przypadkowych materiałów, usytuowany jest w pewnej odległości od namiotów, tuż nad stromym zboczem, nad lodowcem Gergeti. Lokalizacja wychodka została dogłębnie przemyślana, wykorzystano dziurę w podłodze i siłę grawitacji. Imponująca swym rozmiarem, brązowa kaskada jest doskonale widoczna z lodowca. Przed toaletą tworzy się kolejka tych, którzy planują „2”. Dla samej „1” nie ma sensu stać. Sprawy „1” załatwia się za najbliższymi, większymi kamieniami.

W bazie od 2016 r działa Bezpieczny Kazbek. Fundacja Medyk Rescue Team, przy współpracy z ambasadą RP w Tbilisi, w sezonie wyprawowym organizuje tu dyżur polskich ratowników. Jest to projekt społeczny. Utrzymanie i wyposażenie bazy ratowniczej jest możliwe dzięki wpłatom różnych sponsorów, również osób prywatnych.

Góra przez ostatnich kilka lat zrobiła się dosyć popularna, niestety przez to wzrosła też liczba wypadków. Najwięcej jest tu Polaków (około 50% ), tak więc, statystycznie, najwięcej naszych rodaków ulegało i ulega wypadkom. Niestety jest to też często spowodowane brakiem doświadczenia i brawurą. Góra ma opinię nietrudnego pięciotysięcznika, jest łatwo dostępna, ale, przez zmienne warunki pogodowe, bywa kapryśna i wymaga od tych, którzy chcą wejść na jej szczyt, posiadania pewnego doświadczenia, kondycji i odpowiedniego ubioru oraz sprzętu. W swoim repertuarze posiada szczeliny, w które można spaść, rozległe pola śnieżne, na których, podczas nagłego załamania pogody, można się zgubić, seraki, które czasem spadają. Bywa, że z partii podszczytowych lecą lawiny a ostatni, dwustumetrowy odcinek, prowadzący do szczytu, posiada duży kąt nachylenia, który często pokryty jest “żywym” lodem. Gruzini zwrócili się do polskiej ambasady z prośbą, żeby ambasada zrobiła coś z Polakami, którzy gubią się i giną na Kazbeku. Zanim Bezpieczny Kazbek rozpoczął swe dyżury, na Kazbeku nie było stałych, zorganizowanych służb ratowniczych. Bywało, że dopiero po kilku dniach udawało się zorganizować akcję ratunkową. Służby gruzińskie i rosyjskie wyruszały wtedy na pomoc. Taka sytuacja miała miejsce w 2014r, kiedy pogoda się załamała i podczas schodzenia ze szczytu, zaginęło trzech Polaków. Akcja służb ratowniczych rozpoczęła się po 10 dniach, ponieważ dopiero po tym czasie poprawiła się pogoda. Była to już tylko akcja poszukiwawcza, której celem było odnalezienie ciał zaginionych.

Na stronie Bezpiecznego Kazbeka można przeczytać, że jest to Projekt mający na celu podniesienie poziomu bezpieczeństwa obywateli polskich w rejonie masywu Kazbek poprzez sezonowy dyżur zespołu ratowniczego”, ale ratownicy z Bezpiecznego Kazbeka pomagają wszystkim, Polakom i nie-Polakom. W sezonie 2018 przeprowadzono około 300 interwencji, kilkadziesiąt ewakuacji medycznych, ponad 20 wypraw ratowniczych, był to pierwszy sezon, w którym nikt nie zginął na Kazbeku (info ze strony https://pomagam.pl/bezpiecznykazbek )

Do niedawna w bazie funkcjonowało jeszcze wysypisko śmieci. Bardzo rzadko ktokolwiek, po skończonej akcji górskiej, zabierał śmieci ze sobą. Śmieci były składowane w workach, ale częściej leżały porozwalane, a wiatr roznosił je po całym terenie.

Jak to wyglądało? Poniżej relacja Moniki Witkowskiej sprzed trzech lat.

Bezpieczny Kazbek zainicjował akcję „Kazbek to nie wysypisko”. Po wielu interwencjach śmieci zniknęły. Mieliśmy szczęście trafić tu już po skutecznej akcji sprzątania, po likwidacji wysypiska. Aczkolwiek baza nadal jest brudna, obecnie główną przyczyną tego stanu rzeczy jest brak toalet.

To tyle z najważniejszych informacji o miejscu, w którym mieliśmy spędzić cztery noce i które miało być naszym miejscem wypadowym przez kolejne dni.

Przed schroniskiem jest pole namiotowe, miejsca na namioty otoczone są murkami z kamieni. Przyszliśmy wcześnie, więc przy wyborze miejsca na rozbicie namiotów mieliśmy pewną przewagę nad tymi, którzy pojawili się później.

Ledwo zdążyliśmy rozbić namioty, gdy spadł deszcz.

Zaraz potem Ania zabrała się za nas, tzn. za sprawdzanie kto jak się czuje i jaką ma saturację. Wiadomo było od samego początku, że z Anią nie ma żartów i, jeżeli chodzi o pilnowanie nas, nie mamy szans na dyskusję z Panią Kierownik. Posłusznie zatem, kilka razy dziennie, sprawdzaliśmy saturację i przez większą część czasu gotowaliśmy wodę, aby wypijać trzy litry płynów dziennie. Sikaliśmy na potęgę.

Baza Meteo, Bethlemi Hut 3650 m n.p.m.

aklimatyzacja na 4100 m n.p.m.

10 sierpnia 2021, wtorek

W nocy rozpętała się prawdziwie piekielna nawałnica. Taka, której do tej chwili nie miałam okazji zobaczyć mieszkając pod namiotem. Zaczęło się od ulewnego deszczu, potem zerwał się wiatr, usłyszeliśmy grzmoty, w namiocie co chwilę robiło się jasno od błyskawic. Pioruny uderzały gdzieś blisko, łoskot był przeraźliwy. Myślę, że tej nocy najwięksi twardziele mieli poważne zastrzeżenia co do pogody.

Wieczorem dopiłam jeszcze brakujący litr wody, co spowodowało konieczność częstego wychodzenia na zewnątrz namiotu. Podczas pierwszego wyjścia dotarłam jakimś cudem do wychodka, nie bez strachu. Jeszcze większym cudem udało mi się wrócić do namiotu. Wszystko, co miałam na sobie, było na wskroś przemoczone. Za drugim i trzecim razem, po przebraniu się w suche rzeczy, nie odważyłam się już na tak daleką wyprawę. Poza tym istniało pewne ryzyko, że piorun upatrzy sobie blaszaną budę i całość runie w przepaść w kierunku lodowca. Były to trzy najbardziej koszmarne wyjścia za potrzebą fizjologiczną jakie można było przeżyć. Jacek wyszedł tylko raz. Szczęściarz (albo nie wypił tych trzech litrów płynów).

Nikt, oprócz Ani, nie zmrużył oka tej nocy. U naszych sąsiadów, u Małgosi i Łapy, rozgrywały się jeszcze gorsze dramaty. Małgosia pół nocy wymiotowała, Łukasz pomagał Małgosi przetrwać noc oraz ratował namiot. Ściągnął z niego zbrylony i ciężki śnieg, bo w pewnym momencie deszcz zamienił się w grado-śnieg i istniało ryzyko, że cała konstrukcja namiotu pod ciężarem śniegu się połamie. Nasz namiot Łapa też wyczyścił ze śniegu, dzięki czemu nie musieliśmy kolejny raz wychodzić.

Jakoś nad ranem udało mi się na chwilę zasnąć. Obudziłam się o 6:00, ubrałam się, wyszłam z namiotu, zrobiłam kilka zdjęć, nakręciłam filmy. Odgarnęłam bryły śniegu z fartuchów namiotów, naszego i sąsiednich. Cała baza była pokryta śniegiem. Wszyscy odsypiali koszmarną noc, więc było zupełnie cicho. Ośnieżone góry, w świetle wschodzącego słońca, wyglądały bajecznie. Ściana nad bazą przybrała kolor pomarańczowy, zupełnie jak ściana Aconcaguy widoczna z bazy Mulas w świetle zachodzącego słońca. Skała jest tylko inna i baza Mulas jest nieporównywalnie bardziej czysta niż Meteo. Tam obowiązują restrykcje i poważne kary za jakiekolwiek zanieczyszczenie Parku.

Jest 8:20 a wszyscy nadal śpią. Rozwiesiłam rzeczy na namiocie, tak żeby szybciej wyschły. Na szczęście nie pada, ani deszcz, ani śnieg, ani grad. Słońce nawet nieśmiało wygląda spoza chmur. Jest szansa, że wszystko wyschnie. Pomimo nieprzespanej nocy, czuję się całkiem dobrze. Nie boli miejsce po wyrwanej tuż przed wyjazdem ósemce, plecy też dają radę. W lutym zdiagnozowano przepuklinę w moim kręgosłupie, ale ćwiczenia i odpowiednie traktowanie odcinka lędźwiowego kręgosłupa przyniosło efekty. Tylko zmęczenie daje się we znaki, ale w górach wysokich nie mam co liczyć na zdrowy, spokojny, trwający 7 godzin sen. W takich okolicznościach zawsze jest tak samo. Jacek też czuje się dobrze. Łukasz wczoraj czuł się trochę słabiej, ale dziś wygląda lepiej i lepiej się czuje. Małgosia jest wymęczona nocnymi manewrami, reszta ekipy jest na niezłym chodzie. Ania zdziwiła się, że w nocy nie spaliśmy. Ania nic nie słyszała, całą noc przespała, nawet nie obudziła się jak mały strumień zaczął płynąć pod jej namiotem. To się nazywa profesjonalizm i przyzwyczajenie do niewygodnego życia w górach.

O 10:00 mamy zaplanowane wyjście aklimatyzacyjne do wysokości 4000m, ale wcześniej idziemy do kuchni coś upichcić. Mamy liofy, konserwy EdRed, ryż, trochę chleba, ogórków, serów, tyle co udało się dostarczyć do bazy na grzbietach koni.

Wyszliśmy wg planu w kierunku najwyżej położonej kapliczki w Gruzji. Małgosia została, żeby odespać noc i się nawodnić. Droga do kapliczki prowadzi trawersami na stronę północno-wschodnią zboczy Kazbeka. Szliśmy po lekko oprószonych śniegiem piargach. Zanim skręciliśmy w kierunku kościółka podeszliśmy jeszcze kawałek powyżej 4000m, gdzie wpadliśmy na chwilę do Clubu Tropicana 😉 Była muzyka i tańce. W drodze powrotnej skręciliśmy do kościółka, który położony jest na wysokości 3900m. Bardziej przypomina blaszany schron, zakotwiony przy pomocy stalowych lin do skał. Giorgi G. ma klucz, opiekuje się kościółkiem i dzięki temu udało nam się zajrzeć do środka. Zdarzają się tu ponoć ceremonie ślubne.

Po południu nad obozem odbyły się obowiązkowe ćwiczenia z hamowania czekanem i chodzenia po lodowcu. Ustaliśmy też skład zespołów. Pierwszy zespół: Ania i chłopaki, drugi zespół: Giorgi T. i dziewczyny i trzeci zespół Giorgi G. i ja z Jackiem.

Jednogłośnie ustaliliśmy, że ze względu na zmęczenie i prognozy (w czwartek miała być lepsza pogoda) tej nocy nie będziemy jeszcze szli na szczyt.

Baza Meteo, Bethlemi Hut 3650 m n.p.m.

aklimatyzacja 250 m powyżej Meteo

11 sierpnia 2021, środa

Noc spokojna, wreszcie udało mi się trochę pospać. Jackowi też.

Drugie wyjście aklimatyzacyjne zrobiliśmy fragmentem drogi prowadzącej w kierunku szczytu, podeszliśmy około 250m powyżej bazy. Z miejsca, w którym się zatrzymaliśmy, było widać miejsce, w którym z piargów wchodzi się na lodowiec. Trochę wcześniej można skręcić w lewo, w kierunku Ortsveri (4365m). Niektórzy decydują się na wyjście aklimatyzacyjne na ten szczyt, ale ścieżka prowadzi w bardzo kruchym terenie i przez to wchodzenie tutaj jest mocno ryzykowne. Spotkaliśmy ekipę, która schodziła z Ortsveri. Ekipa potwierdziła tą informacje. W miejscu, w którym skręca się na Ortsveri, jest zlokalizowany obóz „wysunięty”. Niektórzy wybierają to miejsce na biwak zamiast Meteo (widzieliśmy dwa namioty). Spotkaliśmy również osoby schodzące ze szczytu Kazbeka. Warunki powyżej Plateau tego dnia były bardzo złe. Ludzi byli zmęczeni, niektórzy byli bardzo przestraszeni. Cieszyli się, że przeżyli. Niestety były to osoby, które szły same (po lodowcu!), bez odpowiednich ubrań i sprzętu. Mountain freaków, w negatywnym znaczeniu, jest tu naprawdę sporo. Tylko szczęśliwy traf spowodował, że tego dnia Bezpieczny Kazbek nie miał na górze roboty. W każdym razie podjęliśmy dobrą decyzję o pozostaniu w Meteo jeszcze przez jedną noc.

Po południu poszłyśmy z Małgosią i z Zuzią odwiedzić ekipę z Bezpiecznego Kazbeka. Burza zrobiła w ich obozowisku spore straty. Połamał się maszt dużego namiotu, który pełni rolę messy i miejsca spotkań. Na szczęście namiot ze sprzętem medycznym nie ucierpiał.

Pogoda jest zmienna i nieprzewidywalna, raz leje, za chwilę świeci słońce, chwilę później pada grad.

Jest plan na wyjście w nocy na szczyt. Jeszcze nie wiemy o której godzinie, wszystko zależy od prognozy.

Pakujemy z Jackiem plecaki i przygotowujemy sprzęt i ciuchy. Udało nam się dzień wcześniej tak wszystko poukładać, że w ciasnej przestrzeni namiotu, potrafimy, o dziwo ! szybko znaleźć potrzebne rzeczy.

No i gotujemy wodę, duże ilości wody, i pijemy, pijemy i co chwilę wychodzimy na sikanie. Życie tutaj sprowadza się głównie do tych trzech czynności. Jedzenie jest dopiero na czwartym miejscu. Tak wygląda lista zadań, które trzeba wykonywać w górach wyższych niż Karkonosze i Tatry.

Na tym kończą się zapiski w notesie. Wyjście na szczyt muszę odtworzyć z pamięci, zdjęć i filmów.

Poniżej link do mapy.cz ze szlakami prowadzącymi na szczyt Kazbeka, ze Stepancmidy i drugi z Arshy, drogi łączą się na przełęczy Arsha

https://pl.mapy.cz/turisticka?x=44.5335410&y=42.6774142&z=15&source=osm&id=128601039

Baza Meteo, Bethlemi Hut 3650 m n.p.m.

szczyt Kazbeka 5054 m n.p.m.

12 sierpnia 2021, czwartek

Obudziliśmy się dużo wcześniej niż zamierzaliśmy. Istnieją ludzie, którzy wierzą w to, że jak jest ciemno i wszyscy przebywają w namiotach, to ich akurat nie słychać. Tak było z ekipą, polską niestety, z którą mieliśmy (nie)przyjemność mieszkać po sąsiedzku. Ekipa wychodziła godzinę przed nami, więc już przed 1:00 zaczęły się niewyszukane kłótnie i awantury o czołówki i tym podobne wyposażenie, którego szukali w swoim namiocie. Namiot zazwyczaj ma cztery kąty, więc mieli dużo miejsc do przeszukania. Krzyknęłam, żeby zachowywali się ciszej. Byli akurat w apogeum zmagań ze sobą i sprzętem, więc ucichli, może na trzy sekundy, po to, żeby za chwilę krzyczeć jeszcze głośniej.

Z Meteo wyszliśmy planowo o 2:00 w nocy. W Meteo było dosyć ciepło, więc trzeba było się tak ubrać, żeby się nie zgrzać na podejściu, idąc piargami, a dopiero potem, wyżej na lodowcu, założyć na siebie kolejne warstwy.

Około 4:00, po dwóch godzinach od wyjścia z bazy, doszliśmy do lodowca. W tym miejscu wykorzystaliśmy okazję, żeby się napić i, ostatnią, żeby się wysikać. Założyliśmy raki i weszliśmy, już w zespołach, związani linami, na lodowiec, .

Zaczęło świtać, niebo było czyste, więc na tym odcinku przytrafiły nam się prześliczne widoki na góry oświetlone ciepłym światłem wschodzącego słońca. Szczeliny miały w sobie groźne piękno, aż trudno było oderwać wzrok od ich czeluści, w których światło załamywało się pod różnymi kątami i kolor lodu się zmieniał, od głębokiej czerni do zimnego błękitu.

Nasz zespół szedł jako pierwszy i Giorgi G. dokładnie przyglądał się wszystkim podejrzanym wklęsłościom. Jeżeli nie miał pewności, gdy istniało najmniejsze ryzyko, że się coś pod nim załamie, przed zrobieniem kolejnego kroku, sondował dokładnie to miejsce kijkiem. Gdy jest sezon na wejścia na Kazbek Giorgi G. spędza tu większą część czasu. Ma olbrzymie doświadczenie i zna górę jak własny dom. Wiele nie mówi, ale doskonale wie co robi. Poza tym Giorgi G. kręci i montuje świetne filmy.

Ostatnio zobaczyłam taki (z sierpnia 2022, pogoda trochę odmienna w porównaniu z pogodą jaką mieliśmy podczas naszego wyjścia na szczyt):

https://m.facebook.com/story.php?story_fbid=pfbid032du6nf6zymAidtLhYnt9bnoKiv6Jra57hTGXTAbgQKZasqWo1nQsyLzaigCbtgxYl&id=100001701079427

Około 6:00, po kolejnych dwóch godzinach marszu, doszliśmy do Plateau na wysokości 4450m. W tym miejscu temperatura i widoki przestały nas rozpieszczać. Okrążając wierzchołek Kazbeka, który znajdował się 600m wyżej od miejsca, w którym byliśmy, przeszliśmy na północną stronę góry. Zbocze i wierzchołek zasłoniły ciemne chmury, zaczęło bardzo mocno wiać i zrobiło się zimno. Byliśmy na przełęczy pomiędzy wierzchołkiem Kazbeka a wierzchołkiem Spartaka, szczytu o wysokości 4517m, znajdującego się od strony północno- zachodniej, który, podobnie jak Kazbek, leży na granicy Gruzji i Rosji. W tym miejscu założyliśmy to, co mieliśmy w plecakach najcieplejszego, założyłam m. in. łapawice. Chwilę potem zamarzła woda w rurce od mojego bukłaka. Nie zdążyłam przedmuchać wody z powrotem do bukłaka, by w ten sposób opróżnić rurkę z wody. Musiałam się obyć bez wody. Mieliśmy herbatę w termosie, ciepła herbata, w tych warunkach, jest lepsza od lodowatej wody. Z tego miejsca ruszyliśmy jeszcze wszyscy razem, trzy zespoły, jeden za drugim. Droga prowadziła trawersem i w którymś momencie, na wysokości około 4550m przekroczyliśmy granicę z Rosją.

Jak na warunki panujące zazwyczaj w sierpniu, w tym roku spadło wyjątkowo dużo śniegu.

Trzy tygodnie później, 31 sierpnia, z wysokości 4700m spadł serak i spowodował zejście lawiny o szerokości 300m i długości 200m. Zostało przez nią porwanych 5 osób.

Bezpieczny Kazbek przeprowadził skuteczną akcję ratunkową. Brał w niej udział m. in. Marcin Błeński, koordynator projektu “Bezpieczny Kazbek”, którego mieliśmy przyjemność poznać osobiście w Meteo.

https://www.facebook.com/BezpiecznyKazbek/posts/1220786645014962/

Trawersowanie zbocza trzeba było robić bardzo ostrożnie, ale szybko. Giorgi doszedł do wniosku, że najlepiej będzie jak wejdziemy szybko na szczyt i szybko z niego zejdziemy, gdy nie będziemy długo przebywać w terenie, w którym istnieje ryzyko obsunięcia się lawiny. Giorgi narzucił spore tempo, mijaliśmy ekipy, które były przed nami i szły dosyć wolno. Ścieżka była wąska, więc często mijaliśmy ludzi trawersując zbocze powyżej niej, co oznaczało większy wysiłek, bo trzeba było wkładać dużo energii torując drogę w śniegu. Tuż poniżej przełęczy, pomiędzy zachodnim wierzchołkiem Kazbeka o wysokości 5015 a głównym wierzchołkiem, do którego zmierzaliśmy, zaczyna się strome podejście. Torowanie zrobiło się jeszcze bardziej wymagające. Potrzebowałam wolniejszego tempa, ale Giorgi uznał, że czuję się źle. Wytłumaczyłam mu, że czuję się dobrze, ale wysokość robi swoje i tempo jest za duże. Tu poczekaliśmy na Anię i chłopaków. Była godzina 7:35. Giorgi T. z dziewczynami był dużo niżej, wiało mocno, marzliśmy. Poza tym stanie na mocno nachylonym i zaśnieżonym zboczu było niebezpieczne, więc poszliśmy dalej. Na moment zatrzymaliśmy się na przełęczy, na wysokości 4890m. Stąd do szczytu jest 200m, ale jest to najbardziej stromy odcinek drogi na Kazbek.

W tym miejscu ludzie często rezygnują z wejścia na szczyt ze względu na oblodzenie powyższego fragmentu. Mieliśmy z jednej strony łatwiej, bo był śnieg, ale z drugiej strony podejście w tych warunkach wymagało więcej energii, bo trzeba było torować. Potencjalnie było też bardziej niebezpiecznie ze względu na ryzyko zejścia lawiny.

Na przełączy wiało jeszcze bardziej, widoczność spadła niemal do zera. Ruszyliśmy dalej. Niestety przed nami szła ekipa złożona z około 10 osób, wszyscy byli przywiązani do jednej liny. Stanowili z liną i z przewodnikiem dziwną plątaninę. Poruszali się też w przedziwny sposób, aczkolwiek głównie stali albo leżeli na środku ścieżki. Nie sposób było ich wyminąć idąc po wydeptanej ścieżce, bo nie zamierzali zejść na bok. Jakby tego było mało, przewodnik miał nadmiar liny owinięty wokół szyi. Gdyby spadli, Bezpieczny Kazbek miałby niezły rebus, żeby ich wszystkich z tej liny wyplątać. Przyuważyliśmy też osobnika, który kładł się na ścieżce, czekał aż wiatr na chwilę ucichnie, po czym wstawał i biegł, żeby za chwilę znów się położyć. Proces się powtarzał w zależności od siły wiatru.

Tego wszystkiego było już za dużo dla Giorgia. Ścieżką równoległą, którą sami utorowaliśmy, zaczęliśmy ich wszystkich wymijać. Jackowi tempo pasowało, bo nie nałożył na siebie zbyt dużo warstw i każdy postój powodował znaczne wychłodzenie. Na Jacku nie robiła też wrażenia wysokość, nie odczuwał skutków niedoboru tlenu. U mnie niestety aklimatyzacja przebiega wolniej. Różnica wysokości na Kazbeku, którą trzeba pokonać idąc z obozu na szczyt wynosi 1400m. Jest to sporo, w przypadku większości gór, pomiędzy ostatnim obozem a szczytem, nie ma aż takiej różnicy wysokości. Zazwyczaj różnica wynosi około 1000m. Byliśmy co prawda na wysokości 4100m, ale pobyt w Clubie Tropicana nie trwał zbyt długo 😉

Krok za krokiem, po kilku krokach odpoczynek i dalej mogę iść. I tak aż do szczytu.

Chłopaki miały inną koncepcję, więc byłam wściekła i miałam ochotę wbić czekan w śnieg, położyć się na nim, wzrokiem ich spiorunować i w ten sposób zatrzymać. Zamiast tego co chwilę przystawałam, tym samym oni się musieli też zatrzymywać, aż w końcu dali sobie spokój z tym parciem do przodu i zwolnili. W pewnym momencie Giorgi powiedział, że jesteśmy na miejscu. Nic nie było widać. Poza tym na szczycie nie ma żadnego charakterystycznego oznaczenia, jak to bywa na innych szczytach. Była godzina 8:20. Minęło około 6 godzin od wyjścia z Meteo. Za chwilę dołączyła do nas Ania, Łapa, Piotrek i Leszek. Potem wyłoniła się splątana liną ekipa, którą minęliśmy nad przełęczą. Wiało strasznie, chwilę zostaliśmy na szczycie, zdążyłam zrobić tylko kilka zdjęć i krótki film.

Giorgi nakazał szybki odwrót. Podczas zejścia w kierunku przełęczy minęliśmy się z Giorgim T., Małgosią, Zuzią i Karo. Byli w dobrych nastrojach i kondycji. Zaczekaliśmy na nich na przełęczy, żeby tutaj wreszcie chwilę poświętować wejście na szczyt Kazbeka. Dla kilku z nas była to podwójna okazja do świętowania. Zuzia miał urodziny, więc tu zaśpiewaliśmy 100 lat. Leszek był na Kazbeku w zeszłym roku, ale ze względu na fatalne warunki pogodowe nie udało im się wyjść z bazy na atak szczytowy. Poza tym większość była pierwszy raz na wysokości 5000m.

Każdy miał swoją historię w głowie i różne powody, dla których tu się znalazł. Jednak najważniejsze było to, że tego dnia, w pełnym składzie, weszliśmy Kazbek. Radość przeogromna (i chyba ulga, że nie musimy już iść wyżej).

Zejście do Meteo odbyło się bez problemów. Poza przełęczą, zatrzymaliśmy się na dłuższy odpoczynek dopiero po przejściu lodowca. Do Meteo dotarliśmy około 14:00. Cała akcja trwała 12 godzin.

Pomimo tego, że nasze nogi i inne części ciała rozpaczliwie wołały: leżeć, nie ruszać się ! to szybko się przebraliśmy, żeby w “kawiarni” pożegnać Giorgia T., który już za miesiąc miał wytyczyć drogę na dziewiczej północno-zachodniej ściany Saraghrar NW. Giorgi jeszcze tego samego dnia zszedł na dół i pojechał do Tbilisi, żeby przygotować się do wyjazdu do Pakistanu.

Stepancminda 1740 m n.p.m.

13 sierpnia 2021, piątek

Noc minęła spokojnie, wyspaliśmy się z Jackiem wyśmienicie. Z radości, że się udało wejść na szczyt i z radości, że mamy już to za sobą, aż do kolejnej przygody 😉

Pakowanie namiotów i wszystkich gratów, które miały zabrać konie, poszło bardzo sprawnie. Na lekko zeszliśmy tą samą drogą, którą szliśmy do Meteo. Przyjemnie było popatrzeć na zielone łąki i kolorowe kwiaty po kilku dniach spędzonych w pięknym, ale surowym otoczeniu Kazbeka.

W Stepancmindzie zjedliśmy dużo pysznych gruzińskich potraw i wypiliśmy duuużo pysznego gruzińskiego wina.

Wpadnijcie jeszcze raz do Clubu Tropicana, bo… WESZLIŚMY NA KAAAZBEK !

https://gopro.com/v/B2VdkBvEwz1DW

https://gopro.com/v/XlK5woMoP64JL