Gruzja 2021. Część 3. Tbilisi
Tbilisi to miasto tygiel. Nowe miesza się ze starym, ładne z brzydkim, czyste z brudnym, przepych z ubóstwem, wpływy europejskie z azjatyckimi, cisza z hałasem, kicz z elegancją. Wszystko to znajdziemy w obrębie centrum i starego miasta, które pnie się we wszystkie strony węższymi i szerszymi ulicami, przecięte rzeką Mtkvari (Kura). Stolica Gruzji jest dynamiczna i zdumiewająca w swej różnorodności. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Zarówno koneser, jak i przypadkowy turysta, który wpadł do Tbilisi tylko na chwilę.
W Tbilisi spędziliśmy 11 godzin. W tym czasie zjedliśmy obiad, kolację i przeszliśmy 15 kilometrów w temperaturze w ciągu dnia przekraczającej 30ºC. Zmęczeni i spoceni okrążyliśmy centrum zahaczając o Wieżę Zegarową, Katedrę Sioni, kawałek muru berlińskiego, Sobór Trójcy Świętej, łaźnie tureckie, Wąwóz Fig, Narikalę i pomnik Matki Gruzji.
Budynek hotelu, w którym zostawiliśmy wory transportowe, był pierwszą architektoniczną przygodą w Tbilisi. Kaskadowo ułożone kondygnacje, z powycinanymi loggiami, balkony na każdej kondygnacji w innym kształcie, okna z podziałem, przypominające drzwi w japońskich domach. A całość… chińska jakby w swej konstrukcji.
Wieża zegarowa, kolejna niespodzianka starego miasta. Zbudowana została w 2010r przez Rezo Gabriadze, który w 1981r. założył w Tbilisi Teatr Marionette i z którym podróżuje obecnie po całym świecie. Na fasadzie teatru można przeczytać:
“Extra Cepam Nihil Cogito Nos Lacrimare”, w tłumaczeniu : “Niech nasze łzy przyjdą tylko podczas krojenia cebuli” (motto Rezo Gabriadze). Wieża zegarowa to też rodzaj teatru. Znajdują się na niej największe i najmniejsze zegary w mieście. Codziennie można obejrzeć spektakl lalkowy pt „Cykl życia”.
Idziemy w kierunku rzeki, skąd roztacza się widok na kolorowe zabudowania ormiańskiej dzielnicy Awlabari. Budynki usytuowane na krawędzi wysokiej skarpy, wyrastającej wprost z Mtkvari, wydają się być integralną częścią skalnej ściany. Patrząc na statek, płynący Kurą, możemy zobaczyć jak bardzo wysoka jest ściana, na której, oprócz kolorowych budynków, stoi pomnik króla Wachtanga I Gorgosali (król Wachtanga przeniósł stolicę z Mcchety do Tbilisi) oraz, pochodząca z XIII w, cerkiew Metechi. W Awlabari można znaleźć polskie ślady. Stoi tu m.in. pomnik Lecha Kaczyńskiego, który jest ważną postacią w Gruzji i nie należy się temu dziwić ani protestować, jeżeli się przydarzy rozmowa z Gruzinami na ten temat. W nocy z 7 na 8 sierpnia 2008 roku wybuchła wojna rosyjsko-gruzińska. Oddziały rosyjskie zajęły miejscowości Karaleti i Gori, zbliżając się do Tbilisi. Lech Kaczyński, razem z zaproszonymi przez niego przywódcami Ukrainy, Litwy, Łotwy i Estonii przyleciał do Gruzji, aby okazać Gruzinom swoje poparcie. W tym dniu, w Tbilisi, wygłosił przemówienie, które przeszło do historii i stworzyło bohatera. Według ocen gruzińskich polityków przemówienie i postawa Lecha Kaczyńskiego miała wpływ na powstrzymanie rosyjskiej agresji. W Polsce reakcje były różne, oceniano wizytę Kaczyńskiego jako fanfaronadę i skrajną nieodpowiedzialność, która mogła zaognić konflikt międzynarodowy (Kaczyński podczas przemówienia do zebranego tłumu powiedział, że jest tu po to, żeby “podjąć walkę”) oraz spowodować problemy w polityce rosyjsko-polskiej.
Po drugiej stronie rzeki, na Placu Europy, przystajemy na chwilę przy pomniku będącym symbolem przyjaźni niemiecko-gruzińskiej. Jest to fragment muru berlińskiego, który został podarowany premierowi Giorgiemu Kwirikaszwilemu podczas jego wizyty w Niemczech w czerwcu 2017r. Uroczystość odsłonięcia pomnika miała miejsce w listopadzie 2017r.
Potem obieramy kierunek na wzgórze Św. Eliasza, na którym zbudowano największą w Gruzji, trzecią pod względem wielkości, prawosławną świątynię (Cminda Sameba czyli Katedra Soboru Trójcy Świętej). Budowę rozpoczęto w 1995r., następnie przerwano (brak środków) i ostatecznie zakończono w 2004r. Zbudowano ją z okazji 2000 rocznicy powstania chrześcijaństwa. Do środka zaglądamy tylko trochę. Wokół jest olbrzymi plac, wszystko jest monumentalne. Swym ogromem i ilością detali na fasadzie, katedra robi nieco przytłaczające wrażenie, ale widok stąd jest spektakularny.
Diametralna zmiana architektury. Najbardziej dziwaczny budynek, jaki miałam okazję zobaczyć w Tbilisi. Hotel, zaprojektowany przez szalonego, a może posiadającego czarny humor, architekta. Należy bardzo dokładnie przyjrzeć się detalom, aby docenić kunszt i wyobraźnię twórcy.
Wracamy do starego miasta przez Most Barataszwili, inaczej zwanym Mostem Miłości, z którego można podziwiać Most Pokoju. Nikolaz Barataszwili był gruzińskim poetą, romantykiem, stąd druga nazwa mostu. Most ma dwa poziomy. Górny poziom to jezdnia, dolny to chodnik dla pieszych. Na górnym poziomie jest romantycznie i wesoło, a to za sprawą rzeźb postaci Ali i Nino (postacie literackie z ponoć najsłynniejszej love story Kaukazu, autorem książki jest Kurban Said). Na dolnym poziomie nie znaleźliśmy romantyzmu, wręcz przeciwnie. Most robi wrażenie przygnębiające i nie poprawiają nastroju zdjęcia wernisażu Koga Tbilisi Photo.
Most Pokoju, widoczny z Mostu Miłości, to futurystyczny most dla pieszych o długości 150m, zaprojektowany przez włoskiego architekta Michela De Lucchi. Zbudowany jest ze stali i szkła, najpiękniej wygląda oświetlony nocą. Do użytku został oddany w 2010 r. Łączy stare miasto (zaraz za nim znajduje się Narikala widoczna z Mostu Miłości) z dzielnicą Awlabari. Zdania co do mostu są podzielone. Pasuje czy nie pasuje? Sceptycy używają nazwy „podpaska”. Nie mam niestety zdjęcia mostu, ale można o moście poczytać tutaj:
https://www.muratorplus.pl/inwestycje/inwestycje-publiczne/most-pokoju-w-tbilisi-futurystyczny-most-dla-pieszych-aa-bEJP-xV97-gPo8.html
Był już wieczór kiedy dotarliśmy do orientalnej dzielnicy Abanotubani, w której znajdują się siarkowe łaźnie tureckie znane też jako Chreli Abano. Najbardziej znaną łaźnią jest łaźnia Orbeliani, z fasadą wykończoną niebieskimi kafelkami, która swoim wyglądem przypomina meczet i Łaźnia Królewska z charakterystycznymi ceglanymi kopułami. Łaźnie pojawiły się w Tbilisi w VI w, za czasów panowania Persów. Od nich pochodzi nazwa miasta (tbili oznacza „gorący”). Bywał w nich Puszkin, Dumas i Marco Polo.
Klucząc między zabudowaniami łaźni odkrywamy najbardziej zdumiewającą część miasta, wąwóz Legwtakhevi, czyli wąwóz fig (kiedyś słynęło to miejsce z dużej ilości drzew figowych). Pierwsza wzmianka o tym miejscu pochodzi z 1429r. Jest tu dużo chłodniej i przyjemniej. Wąwozem płynie płynie strumień Tsavkisistskali. Przechodzimy mostkami to na jeden, to na drugi brzeg i na końcu stajemy przed siarkowym wodospadem. Jest już po zmroku, wąwóz i wodospad są oświetlone. Zielone światło odbija się od wody i skał, tworząc bajkową scenerię, nad którą pochylają się drewniane balkony, przyklejone do domów zbudowanych w XIX i XX w. na skałach tworzących wąwóz. Drewniane balkony są najbardziej charakterystycznym elementem starej zabudowy Tbilisi i głównie one tworzą charakter tutejszej zabudowy mieszkaniowej.
Abanotubani leży u podnóża twierdzy Narikala (nazwa twierdzy pochodzi od tureckiego wyrażenia „naryn kala” czyli mała twierdza) usytuowanej na grzbiecie górskim Sololaki, pomiędzy ogrodem botanicznym a łaźniami. Można tu wjechać kolejką, my idziemy pieszo. Forteca ma długość 1.5km, jej podwaliny datowane są na IV w. Historia nie oszczędziła potężnej budowli, z której pozostały obecnie fragmenty murów obronnych z XVI i XVII w. oraz cerkiew Św. Mikołaja.
W sąsiedztwie twierdzy, na tym samym wzgórzu Sololaki, czuwa Matka Gruzja (Kartlis Deda), która w prawej ręce trzyma miecz, w lewej czaszę (pialę) z winem. Wita przyjaciół, grozi wrogom. Ma 20m wysokości. Została tu postawiona w 1958r., z okazji 1500 lecia Tbilisi. Autorem pomnika jest gruziński malarz i rzeźbiarz Elgudża Amaszukeli. Pomnik jest pamiątką po czasach republik radzieckich, w których widoczne było zamiłowanie do monumentalizm i niechęć do życia religijnego. Matka Gruzja została wykonana z drewna, pięć lat później otrzymała powłokę aluminiową.
Zwiedzając Tbilisi, a właściwie przebiegając po nim, widziałam bardzo mało. Dopiero podczas pisania, oglądając zdjęcia i czytając informacje znalezione w internecie i w przewodniku dostrzegłam szczegóły miejsc, do których dotarliśmy i jeszcze bardziej zachwyciło mnie to miasto ze swoim niepowtarzalnym klimatem olbrzymiego tygla.