Polska 2020. Tatry. “Zamarzyła mi się droga”

4 January 2021 0 By Malgosia M

Mojemu Tacie, który zawsze zachęcał do wspólnych z Ludźmi Podróży

1985 rok -pierwszy “kamper” i rodzinna podróż w dół Europy wschodnią  stroną i powrót zachodnią. Wspominam modlącego się na parkingu w na dywaniku, w Jugosławii, o zachodzie słońca, muzułmanina. Rodzice dziwili się, że każde  z nas pamięta inne szczegóły. I, pierwszy raz wówczas widzianemu na polu, następnie zasuszonemu liściowi z bawełną w mojej szafce… A celem podróży był udział Polaków podczas ceremonii wmurowywania kamienia węgielnego pod pomnik Jerzego Iwanowa-Szajnowicza w Salonikach, gdzie mój starszy Brat trzymał wartę (z piękną Greczynką)

1988 rok- kamper, który był gwiazdą, bywał w gazetach, w całości ręcznie, rękoma ojca i starszych braci, wykonany. Pełen uroku i bardzo lubiany przez “użytkowników”, dużo przeżył…

Miłość Rodziców: Zloty. Na tym wówczas polegało życie kamperowe. Kluby regionalne zjeżdżały się do jednego miejsca na wspólne biesiadne obchody świąt, zawody, imprezowanie itp.

              Rodzice, już bez dzieci, u swoich przyjaciół karavanigowych

Kamper gwiazdorzył w różnych gazetach…

Nie połknęłam bakcyla kamperowego,  niemniej, nie umiem i nie mam na to ochoty, żyć tylko pracą.

„O to chodzi jedynie,
By naprzód wciąż iść śmiało,
Bo zawsze się dochodzi
Gdzie indziej, niż się chciało”

Był rok 2003. W wyniku licznych, nadmiernie licznych, perturbacji osobistych oraz splotów przypadków w sierpniu 2003 roku znalazłam się, ja, pańcia z miasta, bez śladu sportu w dotychczasowym “curriculum vitae”, na kursie wspinaczkowym u instruktora Blondasa w Sokolikach pod Jelenią Górą.

“Kursanci” po kursie na spacerze w Jeleniej Górze. Nieprzeciętne foty Mihu robi do dziś

W składzie kursantów byłam ja, Michał NN i para w… podróży poślubnej- Michał przyjechał na kurs, bo kochał góry, Lenka przyjechała, bo kochała Michała.

                                                 Podróż poślubna…

„Blondas”, instruktor, pobierając nasze dane osobowe, z emfazą powtórzył moje nazwisko:

-„A… Motyka…, był taki wspinacz, mamy w Tatrach (wówczas byłam tam raptem 2 razy w życiu na zlotach karawaningowych z rodzicami) jego drogi, piękne klasyki…”

Instruktor wspinaczki sportowej, “Blondas”, na boso, na Babie, Sokoliki 2003

Wtedy, na kursie, zakochałam się we wspinaczce, pomimo poranionych dłoni i nóg, a dzięki zapachowi sokolikowego granitu, promieniom słońca między drzewami i skałami, i jakiejś absurdalnej, wygenerowanej na własne życzenie, walce z własnym lękiem. Lękiem, który wówczas przekierował, spowodowany przykrymi, może nawet dramatycznymi, sytuacjami osobistymi, lęk przed życiem na lęk o życie. Miało sens. I faktycznie, mimo że bardzo lubię się wspinać, to jednocześnie bardzo się boję (funkcja terapeutyczna wspinania również znalazła swoje odbicie, w innej dziedzinie, ale o tym innym razem).

“Trening” flaszenzuga
Zespół w korkerach, czyli w butach do piłki nożnej                            (ale z obciętymi korkami)- najtańsza wówczas wersja butów wspinaczkowych dla początkujących

Oczywiście, bardzo szybko, choć nie było łatwo, nikogo z tzw. środowiska nie znałam, naczytałam się biografii wspinacza i przewodnika z okresu międzywojennego, Stanisława Motyki. Zaimponował mi. Choćby tym, że był pierwszym przewodnikiem tatrzańskim nie będąc góralem, a jednak wytyczył tak atrakcyjne drogi. Odtąd marzyłam, żeby kiedyś przejść jakąś „Motykę”. Absurdalna idee fix. Wszyscy wspinaczkowi przyjaciele wiedzieli, co mi dolega. Podziwiam ludzi, którzy mówią, planują i robią. Ale to nie ja. Musiałam się naczekać, nadyskutować sama ze sobą, nauczyć (nadal niewiele umiem), przygotować, uzbierać zespół do tak banalnego (!) celu… Po latach- udało się. Najważniejsi byli partnerzy. Reszta już prostsza. W grudniu 2018 roku z Evitą, Markiem i Andrzejem umówiliśmy się na moje cele w Tatrach. Jednak po powrocie ze wspinaczki w Portugalii w czerwcu smutny Los sprawił, że byłam potrzebna całe lato Tacie i samej sobie z nim. Potem przyszła najsamotniejsza, jak zawsze, żałoba. Potem przyszedł Covid i pieprzony pierwszy lockdown. I wreszcie przyszła… wiosna. Z nią miłość, miłość zamiast strachu. Przyszły skrzydła do ramion. Przyszła radość, że jeszcze czas, i nadzieja, że jeszcze mogę. Intensywne przygotowania – Sokoliki, Rudawy, Starościńskie Skały, Austria (o przygodach w Höllentalu pewnie jeszcze kiedyś będzie), dobranie zespołu. Andrzej, podarowując mi na urodziny hak „jedynkę” (śliczną, czerwoną, będę nosiła jako zawieszkę 🙂 odmówił stanowczym głosem „przeciągnięcia” mnie przez drogę (no, przecież nie zamierzałam prowadzić drogi, nie umiem, nie lubię, boję się:) „Nie jestem przewodnikiem, nie przeciągam, to ma być partnerstwo.” Łoj. Nie, to jednak zespół wybrał mnie. W dostępnych terminach mógł i chciał tylko Marek, ostatecznie nazwany Taternikiem. Nie istnieje bowiem nikt taki drugi. Marek zna każdy szczyt, każdy historię, legendę, związaną z choćby namniejszym rejonikiem, jest taternickim gawędziarzem, śpiewakiem nawet, perfekcyjny technicznie. Taki partner.

  Marek przygotowany do wejścia w drogę, moc precyzji

W końcu pojechaliśmy. 3 dni- 3 cele: droga Motyki na Zamarłej Turni, Festiwal Granitu na Zamarłej Turni (Markowe marzenie), Grań Kościelców (cel wspólny),  z noclegiem w Zakopanem w hoteliku Kolejarz Natura Tour, bliziutko przystanku, polecamy), 4 h podejścia pod Zamarłą.

Marek z lekkością poprowadził słynny trawers na Festiwalu Granitu

Droga Motyki na Zamarłej Turni, 1 VIII 2020

17 lat po kursie wspinaczkowym, po komentarzu instruktora o drodze, autorze i związku z moim nazwiskiem: jestem tu.

Kilka godzin podejścia. Droga długa, kręta, opowieści Marka niekończące się, proste i jasne. Akurat w czas, bo 2 zespoły właśnie w ścianie, jakaś mocna ekipa robi Lato w Kobylanach (VI+). Pogoda jak marzenie (nomen omen), jedne tłumy zostały w Morskim Oku, drugie wręcz przelewały się przez Orlą Perć, nam nie zagrażały. Jakiś grajek… gra na Kozich Czubach… na harmonijce…

Panorama tatrzańska

Tak wyczekany moment. Gdzie, no gdzie euforia?! Towarzyszy mi tylko błogostan… Spokój. Żadnej ekscytacji. Żadnych wyobrażeń. Żadnych obaw. O co chodzi? Przygotowanie sprzętowe do drogi. Prowadzi Taternik Mój, Marek. 4 wyciągi z odejściem w prawo po płycie, na skraj skały, z lekką ekspozycją i radością „powietrza pod stopami” (to wg Marka, ja tam nie podzielam tej radości). Ruch za ruchem, w jakiejś dziwnej niespodziewanej wewnętrznej harmonii, idę za Markiem. Trudności brak. Wszystko sprzyja, słońce, zapach granitu, przejrzyste powietrze. Ta chwila. „Ta chwila, kiedy wiem, że jestem tu, gdzie miałam być”.

 

 

Zamarła Turnia w Tatrach- skałoplany
         
                                  Jestem tu, gdzie chciałam być

 

 

Zgodnie z regułą tatrzańską- wpis do kajetu- tu akurat celem jest Festiwal Granitu na Zamarłej

Podobno Pan Bóg, jeśli chce ukarać człowieka, spełnia jego marzenia. Dotychczas dzieliłam życie na to przed wspinaczką i po. Były to 2 różne życia. Doszło 3-cie: po Motyce. Już nieco wiem, co się zmieniło, ale przyszłość niewiadoma- wiem, ale nie wiem.

Siedzimy na szczycie po skończonej drodze, a tu niespodzianka: akcja ratunkowa… Trzeba było dowcipu Markowego, aby taki fakt nie odbierał psychy

-Sprzęt:  droga puściła na friendach, a stany głównie pajączki 🙂

-Znajomość topografii: Marek, ja błądziłabym jak dziecko we mgle (a nawet jak Małgosia w Tatrach, to nowy związek frazeologiczny)

-Pogoda: bez przygód, sprzyjająca, jak na zamówienie

Chichot spełnionego marzenia- co dalej?

Tak, najtrudniejsze jest to, że gdy już masz, to nie masz. Poza osobistymi i zawodowymi sprawami, musiałam zająć się tym, czego nie mam. Plany na te drugie 17 lat:

  1. Przerzucić się na kitesurfing
  2. Wykonać na szarfach   „Vivo”  https://www.youtube.com/watch?v=-ppBkXpZQIc
  3. Uciec, od wszystkiego złego, na Sycylię  https://www.youtube.com/watch?v=zAMOeZijKms&list=RDMMzAMOeZijKms&start_radio=1
  4. Skoro pierwsze 17 lat zajęło mi wyruszanie na drogę z nazwą jak nazwisko, to teraz niech będzie szczyt jak  imię- szczyt Małgorzaty, masyw górski Ruwenzori:  https://pl.wikipedia.org/wiki/Ruwenzori

Ps.

  1. Marek w ramach przygotowań przysłał mi sporo materiałów i youtubowe filmiki:

– Ale lufa: https://www.youtube.com/watch?v=5umgTifP6fo&t=435s

– Janusz Gołąb free solo (absurd !): https://www.youtube.com/watch?v=Ht5kM0ogW48

– w wykonaniu Alexa- 9-letniego uroczego chłopca: https://www.youtube.com/watch?v=BlJuE4ENHMM&feature=share&fbclid=IwAR08UHeFSEHCrNEUiiCO0UQBMj-hdrPxw4Xxt5I1-Wk2CsjHqlGkZEX-91k

 

Refleksja post factum

  • Ekipa robiąca Lato w Kobylanach wyłowiona z sieci przez Marka  https://wspinanie.pl/2020/08/lato-w-kobylanach-zmarzla-przelecz/
  • Stanisław Motyka był człowiekiem ze wszech miar godnym szacunku. Stąd moja idee fix miała prawo być tak silna. Był w czymś pierwszy. Żałuję, że ja nie jestem w niczym pierwsza. Mam wrażenie, że nasze pokolenie, a ja  wraz nim, jedynie odtwarza przeszłość. Obym się myliła. https://pl.wikipedia.org/wiki/Stanis%C5%82aw_Motyka
  • “Podróż”… niejedno ma imię.
  • Pamiętam, jak dziś, jak długo oglądaliśmy z rodzicami zdjęcia po moim powrocie z Mount Blanc i wtedy to bardzo cieszyło Tatę, że miałam taki pomysł. Ale nie wiem, czy cieszyłby się z mojej tu teraz radości: z Motyki. Nie powie. Teraz zostaję z tym, już zawsze, sama

*Leopold Staff

*Anna Maria Jopek

*foty z Tatr- głównie Marek K.

*opowieść powstała przy współpracy: Violetty, Hani, Marka, Ani… “Vivo”.

 

Pamiątka: natura jest boska. Pełna uroku kolejna fota Marka