Sycylia 2021. Część 1

19 December 2021 0 By Ania Sokół

SYCYLIA, 31.10-14.11.2021

Opowieść pierwsza

Mira 6

To był mój trzeci pobyt na wyspie, ale pierwszy raz udało mi się spędzić na Sycylii pełne dwa tygodnie. Wyjazd okazał się być mocno impresjonistycznym, ze względu na zmieniającą się pogodę i towarzystwo oraz nasz kolorowy apartament Mira 6 i akwarele, które zabrałam ze sobą razem ze szkicownikiem.

Pogoda na Sycylii w listopadzie jest zazwyczaj stabilna, idealna na wspinanie, bez ostrego słońca. W październiku w 2016r, było bardzo gorąco, podobnie jak 2,5 roku później, w kwietniu 2018r. Upał doskwierał do tego stopnia, że musieliśmy wstawać bardzo wcześnie, tak żeby zdążyć się nawspinać do południa, bo od południa buty wspinaczkowe zaczynały się wtapiać w stopy i każde postawienie czubka buta na skale powodowało ostry ból w palcach.

Cóż… tej jesieni, od połowy października, Sycylia tonęła w ulewnych deszczach i powodziach. Szczególnie mocno ucierpiał rejon Katanii. Na szczęście San Vito leży w odległości kilkuset kilometrów od Katanii i powodzie ominęły tę część wyspy.

Wylądowaliśmy wieczorem w niedzielę 31.10.2021 w poziomych strugach deszczu na lotnisku Falcone-Borsellino w Palermo,dawniej nazywanym Punta Raisi (lądowanie było niezbyt przyjemne ze względu na silne podmuchy wiatru od strony lądu), ale temperatura, około 20ºC, wszystkich ucieszyła.

Przed nami były pełne dwa tygodnie pobytu na wyspie, po długiej nieobecności na wyjazdach wspinaczkowych, wpadliśmy tu prosto z polskiej zimnej jesieni w ciepły sycylijski listopad, w ciągu raptem 2.5 godzin lotu.

Z lotniska do San Vito jest około 80km, błyskawicznie załatwiliśmy formalności związane z wypożyczeniem auta w firmie SIXT (skoda Fabia w kolorze białym, nazwana przez Jacka Kosiarką) po drodze zdążyliśmy jeszcze zahaczyć o Lidla w Partinico (desant 10min przed zamknięciem, potem okazało się, że Lidl czynny godzinę dłużej niż nam się wydawało) i zrobić podstawowe zakupy na najbliższą kolację i śniadanie.

Tym razem, jako miejsce zamieszkania, wybraliśmy San Vito (wiosną 2018 mieszkaliśmy w Macari, jesienią 2016 między Macari a San Vito). W San Vito wynajęła apartament Ewa z Arkiem, więc uznaliśmy, że najwygodniej będzie, jak znajdziemy coś w pobliżu, bo oczekiwania ekipy, nie kończyły się tylko na wspinaniu i żeby zrealizować pozostałe cele, potrzebne były co najmniej dwa auta i więcej dobrego towarzystwa.

Widok z okna w Mirze 6

Mira 6 niewiele różniła się od tego, co zobaczyliśmy na zdjęciu. Nasza gospodyni, Antonella, znała dobrze angielski, co na Sycylii jest raczej rzadkością, i zdecydowanie ułatwia tu życie.

Apartament z trzema sypialniami, dwoma łazienkami, kuchnią z salonem i z tarasem połączonym z kuchnią i naszą sypialnią, z którego z kolei wchodziło się kręconymi schodami na taras na dachu, to był strzał w „10”. Mira 6 była przestronna i ładnie urządzona, przez dwa tygodnie cieszyliśmy się tym miejscem, którego znalezienie zajęło Jackowi i mi sporo czasu.

Małgosia miała przestrzeń do pisania doktoratu, Piotrek do lekcji włoskiego, goście, którzy wieczorami do nas wpadali, mieścili się a kuchnia pozwoliła na gotowanie całkiem porządnych obiadów.

kolorowa kuchnia w Mirze 6

San Vito lo Capo

Gdzieś usłyszeliśmy nazwę alternatywną: San Vito Polacco. W listopadzie to niewielkie miasteczko jest opustoszałe, sezon turystyczny kończy się w październiku. W listopadzie San Vito odwiedzane jest głównie przez wspinaczy. Można pokusić się o stwierdzenie – wspinaczy polskich. W sklepach, w skałach, w niewielu otwartych o tej porze roku restauracjach, słychać głównie język polski, a chwilami można poczuć się jak na Eigerze, bo większość wspinaczy jest z Wrocławia. Poza Polakami, można jeszcze spotkać Niemców, ale stanowią oni zdecydowaną mniejszość.

San Vito zostało zbudowane wokół saraceńskiej fortecy i na początku było małą wioską rybacką. Pozostałością po fortecy jest kościół św. Wita., patrona miasta, leżący w samym centrum, blisko plaży. Świątynia, z XVI w. zbudowana na planie kwadratu, pełniła rolę kościoła warownego (dwa niewielkie okna w fasadzie od strony placu służyły jako otwory strzelnicze) i w porównaniu z resztą zabudowy miasteczka, wyróżnia się zdecydowanie wysokością (fasada ma 16m). Z trzech stron otoczona jest białymi, dwukondygnacyjnymi domami, z niebieskimi okiennicami. Zabudowa ulic w centrum jest zwarta i dosyć jednolita, domy obrośnięte są pięknie kwitnącymi w listopadzie kolorowymi bugenvillami. W centrum można zobaczyć resztki starej zabudowy, z kamiennymi ławkami, doklejonymi do ścian budynków. Stan budynków w San Vito jest bardzo różny, kontrast stanowią budynki po generalnym remoncie przylegające do niezamieszkanych lub zamieszkanych i zaniedbanych budynków, którym miejscami bliżej do slumsów. Ale taka jest właśnie Sycylia, pełna kontrastów. Na chodnikach stoją mniejsze i większe donice z roślinami, które nierzadko osiągają rozmiary sporych krzewów. Na obrzeżach miasta zabudowa jest mniej zwarta, przeważają domki szeregowe z niewielkimi ogródkami, a jeszcze dalej domy wolnostostojące. Większość domów w San Vito w listopadzie ma pozamykane szczelnie drzwi i okiennice, ponieważ przeważająca ilość domów w miasteczku to domy na wynajem.

Port w San Vito lo Capo

San Vito słynie z (ponoć) najpiękniejszej plaży na Sycylii. Plaża jest piaszczysta, co na Sycylii jest rzadkością. Poza tym plaża leży nad zatoką, w której nie tworzą się wysokie fale, kąpiele są tu bezpieczniejsze w porównaniu z plażami kamienistymi, z których nie ma łagodnych zejść do wody. Z tego powodu San Vito jest popularnym miejscem pobytu rodzin z dziećmi w okresie wakacyjnym. Nad plażą i miasteczkiem od strony wschodniej wznosi się masyw Monte Monaco, zatokę od strony północnej zamyka cypel z latarnią morską oraz port jachtowy.

Latarnia morska w San Vito lo Capo

Cypel od strony zachodniej tworzy scogliera, czyli w tłumaczeniu klif, o długości 5km i wysokości dochodzącej do kilkudziesięciu metrów (nasz rejon wspinaczkowy).

We wrześniu odbywa się tu festiwal kus-kus (Cous Cous Festival), a w maju festiwal kite’a (Kite Festival).

San Vito jest dobrze rozplanowanym miastem pod względem urbanistycznym. Od strony Monte Monaco, na obrzeżach, znajduje się olbrzymi parking dla autobusów. Można sobie tylko wyobrazić jakie tłumy odwiedzają miasteczko w sezonie turystycznym. Nam całkowicie odpowiadał spokój listopadowego zakończenia sezonu.

Stephanotis

Pizza

W poniedziałek był 1 listopada, pierwszy wieczór po przylocie. Wybraliśmy się na kolację do restauracji, którą pamiętałyśmy z Ewą z poprzedniego wyjazdu. Spory ogródek, osłonięty foliowymi ścianami i dachem, zajmował całą przestrzeń chodnika. Menu bogate, zamówiłam kalmara, każdy znalazł coś dla siebie. Następnego dnia wybraliśmy się w to samo miejsce. Stojąc na skrzyżowaniu, byliśmy pewni, że zabłądziliśmy, ale nie….. to było to samo miejsce, tylko już… bez ogródka. Koniec sezonu, zamknięte do wiosny. Sąsiedni lokal okazał się być najgorszym, na jaki można było trafić. Pizza o konsystencji i smaku błota, we Włoszech, królestwie pizzy! Zgroza na talerzu oznaczała jedno – późniejszy kilkugodzinny ciężar w żołądku. Postanowiliśmy odtąd gotować sami. Po kilku dniach Szopa wpadł na trop pizzerii, która uratowała nam smak pizzy w Włoszech. Mieszkańcy San Vito podjeżdżali pod ESfizi autami, szybko odbierali stosy kartonów z pizzami i odjeżdżali, i tak było przez cały tydzień. Po pierwszej pizzy wpadliśmy tam jeszcze na dwie kolacje, z tą różnicą, że docieraliśmy do ESfizi pieszo i lokowaliśmy się przy dwóch ustawionych przed pizzerią stolikach. Poza pizzą, podczas pobytu w San Vito, skusiliśmy się jeszcze na cannoli, znany sycylijski przysmak. Są to rurki, nadziewane czekoladą i serem ricotta. Duże i słodkie. No i oczywiście nie przeszliśmy obojętnie obok gelati.

Koty

San Vito to miasto kotów. Koty mieszkają na jednym ze skwerów w centrum miasta, na skwerze przy plaży i na końcu cypla, pod latarnią morską, w koloniach złożonych z domków z dwuspadowymi daszkami. Przed każdym domkiem stoją miski z jedzeniem a napisy na domkach informują, że każdy może tu koty nakarmić. Koty są różnej wielkości i maści, stanowią mieszanki kotów dzikich i rasowych. Koty w San Vito mają swoje rewiry, których granic pilnują najwięksi albo najbardziej bojowi przedstawiciele kociej społeczności. Kot, który zapuści się poza swój rewir, musi być gotowy na walkę lub szybki bieg. Pewnego wieczoru byliśmy świadkami takiej kociej walki. Cechował ją całkowity brak litości ze strony szefa rewiru wobec nieostrożnego przybysza.

Do Ewy, Arka i Szopy już pierwszego wieczoru wprowadził się kot, który codziennie od 17:00 czekał przed domem na powrót gospodarzy. Karmiliśmy go aż do dnia naszego wyjazdu. Nawet jak Ewa i Arek wyjechali, to Małgosia chodziła dwa razy, aby dać mu suchą i mokrą kamę. Kot czuł się jak u siebie, być może wcześniejszych gospodarzy apartamentu również oswoił. Antonella powiedziała nam, że mieszkańcy San Vito, nie są zbyt zadowoleni z kociej społeczności, której przedstawiciele wchodzą do domów, przesiadują w ogródkach, zostawiając tam swoje ślady. Niemniej jednak koty w San Vito wyglądają na najedzone i zadowolone z życia, co oznacza, że mieszkańcy dbają o nie. Temperatura nie spada tu poniżej 9 stopni, średnia temperatura wynosi 17.5ºC, idealne warunki do życia dla ludzi i kotów. Poza kotami, w San Vito, mieszka pewna ilość dzikich psów, od których lepiej trzymać się z daleka.

W mieście mieszkają koty a w skałach zielone jaszczurki, które w ciągu dnia opuszczają swoje kryjówki i wylegują się w słońcu na nagrzanej skale. Takich dużych ilości jaszczurek nie widziałam podczas poprzednich pobytów na Sycylii, jak i również nie widziałam takich dużych ilości komarów, które nam uprzykrzały wieczorami życie w Mira 6.

Scogliera, wiatr i zachody słońca

Okolice od San Vito do Custonaci to raj wspinaczkowy na Sycylii i, poza jeszcze okolicą Palermo, na wyspie nie ma innych rejonów wspinaczkowych. A może są, ale nie są na tyle znane, żeby były opisane w przewodnikach wspinaczkowych. Przed wyjazdem kupiliśmy najnowszy przewodnik Rockfaxa (wydanie z marca 2021) i był to bardzo dobry wybór, ponieważ pozostałe dostępne przewodniki są mniej dokładne, w spisie brakuje wielu dróg lub brakuje całych sektorów, które niedawno powstały.

Jeszcze przed wyjazdem, zrobiłam przegląd przewodnika i zaznaczyłam drogi z trzema gwiazdkami (w przedziale 6a-7a+, dla każdego coś dobrego), które w przewodnikach Rockfaxa oznaczają najładniejsze drogi w poszczególnych sektorach. W przypadku większości dróg oceny zgadzają się z tym, co można spotkać w skałach. Uroda dróg jest dla mnie ważniejsza niż ich trudność. I tak, mając wybór ,wolę powspinać się na ładnej 6a+ niż próbować sił na drodze mniej urodziwej, z wyceną powiedzmy 6c. I odwrotnie, jeżeli mam wybór między ładną 6c lub 7a a 6a, to wolę spędzić czas na 6c, niż robić 6a+, które jest łatwiejsze, ale urodą nie grzeszy. Radość z samego ruchu wspinaczkowego i pokonanych trudności na ciekawej drodze, to jest to co lubię we wspinaniu najbardziej.

W rejonie Macari, Castelluzzo i Custonaci są sektory, które oferują mnóstwo dobrego i ciekawego wspinania, ale większość dróg w tych sektorach ma wycenę powyżej 7a, więc dla nas (dla mnie i dla Jacka) za trudnych. Innym problemem są mokre skały. Rejony te są oddalone od morza, wiatr jest tu dużo słabszy, i skała nie schnie tak szybko po deszczu jak skała scogliery. Raz wybraliśmy się tylko na Never Sleeping Wall, nazywany również Never Drying Wall, sektor należący do rejonu Custonaci. Wysoka, pionowa ściana ze wspinaniem po tufach, ale drogi, na które mieliśmy ochotę (Long Sleep 6b+ i Silent Sleep 6b), były zajęte przez ekspresy i „wędki” rozwieszone przez ekipę z Krakowa, więc tylko Szopa i Piotrek „wskoczyli” na szybko na Conscious Change 6b+ (rozgrzewkowo, ale droga okazała się na rozgrzewkę dosyć wymagająca…. i mokra) więc szybko stamtąd czmychnęliśmy.

Drugim ciekawym sektorem ze wspinaniem na drogach o wycenach w granicach 6a-6c, w którym się nie wspinaliśmy, a chyba warto było się w tamte rejony wybrać, to Nuova Ossessione w rejonie Monte Monaco, od strony Zingaro. No cóż, następnym razem będziemy o tych sektorach pamiętać. Mieliśmy też plan na wielowyciągówkę Via delle Punte 5c, 12 wyciągów, na Sperone Est Pillar (Monte Monaco), zabraliśmy nawet trochę sprzętu na wspinanie na własną, aczkolwiek akurat ten wielowyciąg jest w całości obity. Niestety warunki pogodowe były zbyt zmienne, żeby myśleć o całodziennym wspinaniu się tam.

Ostatecznie nasze wspinanie ograniczyliśmy do Scogliery di Salinelli, która jest podzielona na North, Central, El Bahira, South i Far South.

Woleliśmy spokój północnej części Scogliery i dlatego wspinaliśmy się w sektorach znajdujących się w Scogliera di Salinella-North oraz Scogliera di Salinella-Central. Im bliżej campu El Bahira, tym sektory były bardziej zaludnione i głośne. Podczas poprzednich pobytów na Sycylii, wspinałam się głównie po stronie południowej, ponieważ łatwiej było się do nich dostać od strony Macari, w którym wtedy mieszkaliśmy. Tak więc plan wspinania się od północnej strony klifu, który słabo znałam, był dla mnie bardzo dobry.

Dynamicznie zmieniające się warunki pogodowe spowodowały, że wspinaliśmy się 11 dni z 13, które spędziliśmy w San Vito.

Chcieliśmy wykorzystać każdy moment dobrej pogody, bo prognozy od samego początku nie zapowiadały się zbyt dobrze. W pierwszy dzień lekki deszcz nazwał Szopa dobrym warunkiem do wspinania i tak już jakoś zostało do końca pobytu. O ile nie lało, tak, że nie dało się wyjść z domu, to, po lekkich opadach, które miały miejsce zazwyczaj przed południem, jechaliśmy w skały. Wiatr i temperatura nam sprzyjały, bo skała schła bardzo szybko i nawet jak wspinanie zaczynaliśmy o 13:00, to mieliśmy jeszcze cztery godziny światła dziennego, aż do zachodu słońca, które znikało w morzu, za linią horyzontu ok. godziny 17:00. Potem robiło się szybko ciemno. Widowiskowe zachody słońca były nagrodą za każdy wspinaczkowy dzień spędzony na klifie, który od brzegu morza oddzielał jedynie wąski pas ziemi porośnięty bujną o tej porze zielenią (bonus listopada -druga wiosna na Sycylii) lub pas skalistego terenu.

Do sektorów położonych w Scogliera di Salinella-North dojeżdżaliśmy wybierając „górną” drogę, którą się wjeżdżało wysoko ponad miasto. Widok z tego miejsca na San Vito, zatokę, Monte Monaco i latarnię morską, zachwycał nas za każdym razem na nowo. Drogą asfaltową można zjechać aż do pasa między morzem a klifem a dalej prowadzi droga gruntowa, po deszczach niestety słabo przejezdna, więc trzeba uważać, żeby nie ugrzęznąć w błocie. Auto parkowaliśmy na samym początku tej drogi i dalej szliśmy pieszo, wzdłuż klifu, wybierając sektory, na które akurat mieliśmy ochotę, albo te, które były całkiem suche. Już sam spacer brzegiem morza, w jedną i w drugą stronę, był czystą przyjemnością ze względu na soczystą zieleń, rozbryzgujące się o skalisty brzeg fale, błękit nieba i pomarańczowy klif, który pod wieczór, w świetle zachodzącego słońca, przybierał barwę pomarańczową- czerwoną.

W połowie klifu jest „pęknięcie” i jest to jedyne miejsce, gdzie można się dostać pod klif, nie licząc oczywiście dojścia od strony północnej i południowej. Z tej możliwości również kilka razy skorzystaliśmy, parkując auto przy drodze, której asfalt kończy się tuż przed zejściem w stronę morza. Z tego miejsca, idąc w lewo, można szybko dotrzeć pieszo do El Bahiry, idąc w prawo do sektorów położonych w Scogliera di Salinella-Central.

Aga wspina się na Melchiorre 6b, Grotta del Cavallo