Gruzja 2021. Kazbek. Cz. 1. Prolog
To było tak.
Nie miałam ochoty w tym sezonie na wspinaczkę. Nie bywałam w górach, ani w skałach. Po najlepszym ever sezonie, sezonie 2020, nie miałam ochoty na nic. Jedynie dziwiłam się, że w jakiś sposób woła mnie Gruzja… Bardzo byłam, może od roku, czy pół, jej ciekawa. Tak jak Sycylii, ale tutaj świadomie, ze względu na jej starożytny urok i kitesurfy. Myślenie o Gruzji pojawiło się nie wiadomo kiedy i dlaczego…
Ania, Dżaku i Łapcia od ostatniego dnia zimy wiedzieli, że wybierają się na Elbrus i Kazbek. Wiosną, w ramach przygotowań, pyknęli koronę gór polskich, całą koronę, jakby kto pytał… Ja nie mam, z kim pojechać pospacerować i pozwiedzać Gruzję, o losie!
Jakoś w lipcu, po zajęciach jogi w ai-joga na Sudeckiej, siedzimy sobie w knajpce Aula w Pod ciśnieniem na Sudeckiej w niesamowitej scenerii odnowionego imagu budynku. Ania między kęsami tak rzecze:
-Rosja zamknięta na trzy spusty, nie jedziemy na Elbrus, wchodzi w grę jedynie Kazbek, a to Gruzja, a Ty przecież chciałaś do Gruzji…
Weszłam na Kazbek. A co ważniejsze, byłam w Gruzji. Ten pierwszy raz, dopiero.